Szczecińska Fundacja na Rzecz Zwierząt "Dzika Ostoja" uratowała dwa malutkie zające. Szaraczki mieszczące się w dłoni, trafiły do ośrodka we środę w nocy z osiedla Zawadzkiego - prawdopodobnie porzuciła je matka, nie miały szans na przeżycie.
Teraz czują się nieźle - mówi prezes fundacji Marzena Białowolska, która cały czas opiekuje się zajączkami - zabiera je nawet do pracy, by karmić je co cztery godziny.
- Trafiły do nas z terenów hali Azoty Arena, gdzie kiedyś było bardzo dużo wykotów i miały tam swoje tereny. Jest duży ruch i matki zostawiają małe. One same nie poradziłyby sobie. To kilkudniowe maluchy. Ogólnie ich stan jest dobry i za góra cztery tygodnie zające powrócą do natury - zapewnia Białowolska.
Niedawno do Dzikiej Ostoi trafiła też młodziutka wiewiórka. Dwóch mężczyzn zabrało ją z cmentarza do domu. Nie opiekowali się zwierzątkiem a do jedzenia dawali wiewiórce cebulę. W krytycznym stanie trafiła do ośrodka. Teraz ma się dobrze, niedługo prawdopodobnie powróci do natury.
- Trafiły do nas z terenów hali Azoty Arena, gdzie kiedyś było bardzo dużo wykotów i miały tam swoje tereny. Jest duży ruch i matki zostawiają małe. One same nie poradziłyby sobie. To kilkudniowe maluchy. Ogólnie ich stan jest dobry i za góra cztery tygodnie zające powrócą do natury - zapewnia Białowolska.
Niedawno do Dzikiej Ostoi trafiła też młodziutka wiewiórka. Dwóch mężczyzn zabrało ją z cmentarza do domu. Nie opiekowali się zwierzątkiem a do jedzenia dawali wiewiórce cebulę. W krytycznym stanie trafiła do ośrodka. Teraz ma się dobrze, niedługo prawdopodobnie powróci do natury.
Teraz czują się nieźle - mówi prezes fundacji Marzena Białowolska, która cały czas opiekuje się zajączkami - zabiera je nawet do pracy, by karmić je co cztery godziny.