Rozmowy z miastem w sprawie podwyżek dla pracowników miejskich jednostek budżetowych w Szczecinie zerwane. Związkowcy wyszli z sali obrad.
Jak mówi szef "Solidarności" na Pomorzu Zachodnim Mieczysław Jurek, na spotkaniu dowiedział się, że prezydent miasta nie jest stroną w sprawie.
- Jak można przychodzić na spotkanie, siadać, rozmawiać patrząc ludziom w oczy i jak nie doszliśmy do porozumienia to się oświadcza: ale my nie jesteśmy stroną. To po cholerę przychodzili. Po co nam zawracali głowę - mówi Jurek.
Zastępca prezydenta Szczecina Krzysztof Soska tłumaczy, że problem ma naturę prawną. Chodzi o formułę negocjacji w sporze zbiorowym.
- Spór zbiorowy może dotyczyć prezydenta tylko jako pracodawcy. A prezydent jest pracodawcą tylko dla urzędników urzędu miejskiego. Natomiast pozostałe jednostki rządzą się swoimi prawami. Związkowcy musieli by wejść w spór zbiorowy w każdej z tych jednostek z osobna. Tak po prostu mówi ustawa - tłumaczy Soska.
Na razie nie wiadomo czy i ewentualnie kiedy dojdzie do kolejnych rozmów. Związkowcy jak i miejscy urzędnicy zapewniają, że będą dążyć do polubownego rozwiązania sporu.
Sprawa wzrostu wynagrodzeń dotyczy 6,5 tysiąca osób. W grudniu ubiegłego roku prezydent Szczecina Piotr Krzystek zaproponował podwyżkę dla pracowników miejskich jednostek budżetowych w wysokości 200 złotych dla zarabiających najmniej i 110 złotych dla reszty. Miasto argumentuje, że dołożenie 700 zł do pensji pracowników jest poza możliwościami budżetowymi Szczecina.