Pięciusetzłotowe podwyżki, zwiększenie liczby pracowników na nocnych dyżurach i zakup nowego sprzętu do przewozu osób dla niepełnosprawnych - to główne postulaty części pracowników szczecińskich Domów Pomocy Społecznej.
Zapowiadają protest, jeśli rozmowy z władzami Szczecina nie przyniosą skutku.
- To dla nas wielki wstyd - mówi pracownik DPS-u przy ulicy Kruczej, Zbigniew Wysocki. - Pan prezydent i pan Soska robi sobie propagandę wyborczą, klei asfalt, żeby pokazać ludziom, że są zaklejone dziury, a my nie mamy za co żyć, za te pieniądze.
W piątkowy poranek Zbigniew Wysocki oraz przedstawiciele szczecińskiej Solidarności zachęcali do sprzeciwu pracowników DPS-u przy ulicy Romera. Rozdawali ulotki z ich postulatami.
Wysocki mówi, że pierwsza propozycja od władz miasta padła: 150 złotych podwyżki w styczniu i 150 zł w maju, a to nie zadowala pracowników. Dariusz Sadowski z Urzędu Miasta tej propozycji nie potwierdza, ale zapewnia, że jest szansa na porozumienie.
- Jesteśmy świadomi tego, że to niezwykle ważny temat, że zarobki nie są do końca satysfakcjonujące a wykonywana praca jest niezwykle ważna, odpowiedzialna i potrzebna. Wiadomo, że sprawy związane z finansami lubią ciszę, więc powinno to pozostać między zainteresowanymi stronami - powiedział Sadowski.
Jak mówią pracownicy DPS-ów: dziś przy Kruczej, Broniewskiego czy Romera często zarabia się najniższą krajową, czyli dwa tysiące złotych miesięcznie brutto.
- To dla nas wielki wstyd - mówi pracownik DPS-u przy ulicy Kruczej, Zbigniew Wysocki. - Pan prezydent i pan Soska robi sobie propagandę wyborczą, klei asfalt, żeby pokazać ludziom, że są zaklejone dziury, a my nie mamy za co żyć, za te pieniądze.
W piątkowy poranek Zbigniew Wysocki oraz przedstawiciele szczecińskiej Solidarności zachęcali do sprzeciwu pracowników DPS-u przy ulicy Romera. Rozdawali ulotki z ich postulatami.
Wysocki mówi, że pierwsza propozycja od władz miasta padła: 150 złotych podwyżki w styczniu i 150 zł w maju, a to nie zadowala pracowników. Dariusz Sadowski z Urzędu Miasta tej propozycji nie potwierdza, ale zapewnia, że jest szansa na porozumienie.
- Jesteśmy świadomi tego, że to niezwykle ważny temat, że zarobki nie są do końca satysfakcjonujące a wykonywana praca jest niezwykle ważna, odpowiedzialna i potrzebna. Wiadomo, że sprawy związane z finansami lubią ciszę, więc powinno to pozostać między zainteresowanymi stronami - powiedział Sadowski.
Jak mówią pracownicy DPS-ów: dziś przy Kruczej, Broniewskiego czy Romera często zarabia się najniższą krajową, czyli dwa tysiące złotych miesięcznie brutto.