Urodziła dziecko w wiadrze na działce, czekała aż się utopi w wodach płodowych, a potem zawinęła w reklamówkę i wyrzuciła zwłoki do śmietnika.
Eleonora Z. świadczyła usługi seksualne przy autostradzie w Kijewie. W ciążę zaszła z jednym z klientów, dlatego nie była w stanie stwierdzić kto jest ojcem. Mieszkała wraz ze swoim sutenerem na działce na wyspie Puckiej.
Tam urodziła dziecko do wiaderka a następnie czekała aż się utopi w wodach płodowych. Dlaczego zbrodnia ujrzała światło po ponad 10 latach - wyjaśnia prokurator Maciej Jóźwiak z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
- Policja uzyskała informacje o zdarzeniu, które należało zweryfikować. W Prokuratorze Okręgowej w Szczecinie jest powołany dział cyberprzestępczości i nowoczesnych technologii, który zajmuje się ściganiem niewykrytych przestępstw o poważnym charakterze. W tym dziale ta sprawa była rozpoznawana. Zgromadzony materiał dowodowy pozwolił na przedstawienie zarzutu pani oskarżonej - tłumaczy prokurator.
Podczas rozprawy Eleonora Z. przyznała się do zbrodni dzieciobójstwa, ale odmówiła składania wyjaśnień. Dlatego sędzia Grzegorz Kasicki odczytał to, co powiedziała w trakcie śledztwa.
- Urodziłam to dziecko do wiaderka. Stałam nad nim i ono do niego wpadło. Tam były jeszcze wody płodowe. Ono wpadło do wiaderka główką do dołu. Ruszało się, ruszało rączkami i nóżkami. Zostawiłam to dziecko w tym wiaderku, tak jak ono tam wpadło. Wody płodowe zakrywały mu główkę - czytał sędzia.
Gdy dziecko utopiło się we wiaderku, Eleonora Z. zawinęła je w reklamówkę a następnie zawiozła do Dąbia i wrzuciła do jednego z kontenerów na śmieci. Ciała zamordowanego noworodka nigdy nie odnaleziono.
Oskarżonej grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.