Przywódca Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego generał Wojciech Jaruzelski blisko jedenaście lat przed wprowadzeniem stanu wojennego prawie go zapowiedział.
- Czy wy chcecie mieć wojsko, towarzysze, robotnicy i przyjaciele, które będzie ustawiało władzę? Które będzie zmieniało władzę tak, jak w Ameryce Południowej czy w Afryce, rządy pułkowników i generałów, którym nie będzie się podobała taka czy inna decyzja ich kierownictwa, legalnie wybranego i będzie tą władzę zmiatało. Nie - mówił Jaruzelski.
Potem padły jednak słowa, które generał wcielił w czyn po latach, w grudniu 1981 roku.
- Nasz żołnierz będzie bronić każdej władzy ludowej, razem z wami będzie bronić. I partii będzie bronić - mówił Jaruzelski.
Tylko, że po "karnawale Solidarności" w roku 1980 robotnicy już nie chcieli bezwolnie bronić władzy ludowej, a tym bardziej partii. Co więcej, Jaruzelski musiał zdawać sobie z tego sprawę, kiedy 13 grudnia w przemówieniu wprowadzającym stan wojenny zarzekał się:
- Nie zmierzamy do wojskowego zamachu, do wojskowej dyktatury. Naród ma w sobie dość siły i dość mądrości, aby rozwinąć sprawny, demokratyczny system socjalistycznych rządów. W takim systemie siły zbrojne będą mogły pozostawać tam, gdzie jest ich miejsce, w koszarach - dodał Jaruzelski.
Mało kto wierzył w te zapewnienia, a jego rząd nazywany był juntą. Wojsko do koszar wróciło po 586 dniach.