Gwiazdy będą zeznawać. Na wokandę wraca sprawa największego sportowego upadku ostatnich lat.
W tym postępowaniu trzeba zadać sobie pytanie: kto miał za to zapłacić? - mówi w rozmowie z reporterem Radia Szczecin Jakub Markiewicz, właściciel nieistniejącego już klubu. - Dziś mogę powiedzieć, zresztą cytując moje słowa z konferencji prasowej, że na pewno nie ja. Stocznia miała finansować nasz projekt siatkarski, odbudowę siatkówki, tworzenie wielkiego międzynarodowego projektu, najlepszego klubu na świecie, bo taki był zamysł.
Kością niezgody była umowa, z której zdaniem sądu pierwszej instancji Stocznia Szczecińska się wywiązała - mówi adwokat państwowej spółki Paweł Brzeziński.
- Zawarta między stronami umowa wskazuje, że wszystkie zobowiązania ze strony pozwanej spółki zostały spełnione. Natomiast nie ma żadnych podstaw do tego, aby uznać, że jakieś dodatkowe koszty miały być przez mojego klienta zapłacone - tłumaczy mecenas.
- Jeśli przegramy wszystkie sprawy do samego końca, to i jak tak zrobię wszystko, żeby wszyscy, którzy tu byli odzyskali swoje pieniądze - powiedział Markiewicz.
Klub siatkarski Stocznia Szczecin przestał istnieć pod koniec 2018 roku. Sprawa toczy się o 9 milionów złotych, jakie zdaniem przedstawicieli klubu, należą im się od byłego sponsora tytularnego - Stoczni Szczecińskiej. Kością niezgody i powodem upadku zespołu były właśnie pieniądze.
Zdaniem przedstawicieli Stoczni Szczecińskiej - należy wziąć pod uwagę wyłącznie to, co widnieje w umowie sponsoringowej między firmami. A tam mowa jedynie o kwocie 100 tysięcy złotych. Właśnie z tego powodu państwowa spółka wygrała w pierwszej instancji.
W tym postępowaniu trzeba zadać sobie pytanie: kto miał za to zapłacić? - mówi w rozmowie z reporterem Radia Szczecin Jakub Markiewicz, właściciel nieistniejącego już klubu.
Kością niezgody była umowa, z której zdaniem sądu pierwszej instancji Stocznia Szczecińska się wywiązała - mówi adwokat państwowej spółki Paweł Brzeziński.