Muzeum w Stargardzie wylicytowało kieszonkowy zegarek z końca XIX wieku. Wzbudził zainteresowanie muzealników, bo przed ponad stu laty sprzedano go w ówczesnym Stargardzie.
O pochodzeniu zegarka świadczy też napis z nazwą miasta i danymi zegarmistrza na cyferblacie.
Piotr Tarnawski z muzeum nie chce ujawnić kwoty, za jaką wylicytowano zegarek, ale potwierdza, że nadarzyła się dobra okazja.
- Ze Stargardem łączy go przede wszystkim imię i nazwisko na tarczy - to Carl Bethke. Cieszymy się, że zechciał się podpisać na tym zegarku - pochodzi on właśnie z jego zakładu - wyjaśnił Tarnawski.
Dziś w mieście działa dwóch zegarmistrzów. Rodzinny zakład Andrzeja Szczygła mechanizmy zegarów naprawia już od kilku dekad.
- Ludzie znają nas, wiedzą, że jesteśmy w tym samym miejscu. Jest wielu kolekcjonerów. Naprawiamy teraz stuletnie zegary ścienne i na rękę. Taki zegar potrafi chodzić przy odpowiedniej konserwacji kilkaset lat - wyjaśnił Szczygieł.
Wylicytowany zegarek można natomiast obejrzeć na portalu społecznościowym stargardzkiego muzeum.
Piotr Tarnawski z muzeum nie chce ujawnić kwoty, za jaką wylicytowano zegarek, ale potwierdza, że nadarzyła się dobra okazja.
- Ze Stargardem łączy go przede wszystkim imię i nazwisko na tarczy - to Carl Bethke. Cieszymy się, że zechciał się podpisać na tym zegarku - pochodzi on właśnie z jego zakładu - wyjaśnił Tarnawski.
Dziś w mieście działa dwóch zegarmistrzów. Rodzinny zakład Andrzeja Szczygła mechanizmy zegarów naprawia już od kilku dekad.
- Ludzie znają nas, wiedzą, że jesteśmy w tym samym miejscu. Jest wielu kolekcjonerów. Naprawiamy teraz stuletnie zegary ścienne i na rękę. Taki zegar potrafi chodzić przy odpowiedniej konserwacji kilkaset lat - wyjaśnił Szczygieł.
Wylicytowany zegarek można natomiast obejrzeć na portalu społecznościowym stargardzkiego muzeum.