Trzeba normalnie żyć i planować, bo dojdziemy do absurdu, że w zasadzie nic nie możemy zrobić, bo spadnie bomba - mówi ks. Marcin Sęk. Chrystusowiec, który pięć lat był duszpasterzem akademickim Szczecina wyjechał w 2019 roku, aby posługiwać w Kamieńcu Podolskim na południu Ukrainy, blisko granicy Mołdawii i Rumunii.
Choć w samym mieście nie było ataków, to syreny wyją codziennie, a nad miastem widać rakiety lecące na Lwów znad Morza Czarnego.
Jest jedna msza w języku polskim, ale cała posługa w parafii odbywa się w języku ukraińskim. - Ale podczas mszy w języku polskim, kazanie mówimy już po ukraińsku. Możemy mówić po polsku, ale jeżeli ogłoszenia powiemy po polsku, to ludzie przyjdą się pytać, o której jest msza święta, więc znajomość języka polskiego nie jest żywą znajomością, ludzie nie mówią między sobą w języku polskim - mówi ks. Marcin Sęk i dodaje, że bardzo ceni sobie pomoc, która przyszła od Polaków na początku wojny.
- Zanim człowiek zdążył pomyśleć, to nagle się okazało, że o finanse w ogóle nie ma się co martwić, że ta pomoc już przyszła. Myśmy tam mieli przez pewien czas 70 osób, które u nas mieszkały, przesiedleńców z innych części Ukrainy i oni żyli tam prawie rok. I to wszystko dzięki tym ludziom, którzy tutaj z Polski pomogli. To było niesamowite i cudowne - wspomina ks. Sęk.
W Kamieńcu Podolskim mieszka 100 tysięcy osób i jest 200 mogił tych, którzy zginęli w wojnie.
Cała rozmowa z ks. Marcinem Sękiem, który kilka dni gościł w Szczecinie, w niedzielę po godzinie 7 w audycji "Religia na fali".
Edycja tekstu: Piotr Kołodziejski
Jest jedna msza w języku polskim, ale cała posługa w parafii odbywa się w języku ukraińskim. - Ale podczas mszy w języku polskim, kazanie mówimy już po ukraińsku. Możemy mówić po polsku, ale jeżeli ogłoszenia powiemy po polsku, to ludzie przyjdą się pytać, o której jest msza święta, więc znajomość języka polskiego nie jest żywą znajomością, ludzie nie mówią między sobą w języku polskim - mówi ks. Marcin Sęk i dodaje, że bardzo ceni sobie pomoc, która przyszła od Polaków na początku wojny.
- Zanim człowiek zdążył pomyśleć, to nagle się okazało, że o finanse w ogóle nie ma się co martwić, że ta pomoc już przyszła. Myśmy tam mieli przez pewien czas 70 osób, które u nas mieszkały, przesiedleńców z innych części Ukrainy i oni żyli tam prawie rok. I to wszystko dzięki tym ludziom, którzy tutaj z Polski pomogli. To było niesamowite i cudowne - wspomina ks. Sęk.
W Kamieńcu Podolskim mieszka 100 tysięcy osób i jest 200 mogił tych, którzy zginęli w wojnie.
Cała rozmowa z ks. Marcinem Sękiem, który kilka dni gościł w Szczecinie, w niedzielę po godzinie 7 w audycji "Religia na fali".
Edycja tekstu: Piotr Kołodziejski


Radio Szczecin