Pani Ewa z dwójką chorych dzieci żyje w altanie przy ul. Bogumińskiej. Kobieta nie pracuje, a pieniędzy nie starcza nawet na opał. Jak twierdzi, teraz Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie zostawił ją na lodzie i nie przyznał wsparcia.
O całej sprawie informowaliśmy pod koniec listopada. Pani Ewa właśnie w listopadzie otrzymała ostatni zasiłek - blisko 2 tysiące złotych, w tym bony żywnościowe. Jak twierdzi od tego czasu, nie było ani złotówki - żali się, że nie ma czym palić w piecu.
- Palimy, czym się da. Wieczorami, jak nikogo nie ma, to palę trochę styropianem. Odsyłają mnie do schroniska, jest ciężko - mówi pani Ewa.
Z tą opinią nie zgadza się Wojciech Dąbrówka z MOPR-u. - Próba zrzucania odpowiedzialności na MOPR jest nieporozumieniem. Procedura trwa. Chcąc otrzymać pieniądze określonego dnia powinna z pewnym wyprzedzeniem złożyć podanie. Nie zrobiła tego. O środki wystąpiła 8 stycznia na zapewnienie opału, wymianę drzwi w altanie, butli w kuchence oraz o zasiłek okresowy - wyjaśnia Dąbrówka.
Na decyzję o przyznanie świadczeń pani Ewa może czekać do dwóch tygodni. Dzieci obecnie mieszkają z ojcem.
- Palimy, czym się da. Wieczorami, jak nikogo nie ma, to palę trochę styropianem. Odsyłają mnie do schroniska, jest ciężko - mówi pani Ewa.
Z tą opinią nie zgadza się Wojciech Dąbrówka z MOPR-u. - Próba zrzucania odpowiedzialności na MOPR jest nieporozumieniem. Procedura trwa. Chcąc otrzymać pieniądze określonego dnia powinna z pewnym wyprzedzeniem złożyć podanie. Nie zrobiła tego. O środki wystąpiła 8 stycznia na zapewnienie opału, wymianę drzwi w altanie, butli w kuchence oraz o zasiłek okresowy - wyjaśnia Dąbrówka.
Na decyzję o przyznanie świadczeń pani Ewa może czekać do dwóch tygodni. Dzieci obecnie mieszkają z ojcem.