Są ofiary amerykańskiego ostrzału syryjskiej bazy wojskowej w prowincji Homs. Poinformował o tym gubernator prowincji. Talal Barazi powiedział, że w nalocie zginęło co najmniej kilka osób, ale dokładne informacje o ofiarach nie są na razie znane. Syryjska armia mówi o sześciu zabitych.
Nocnego ostrzału bazy w Homs nie skomentowali na razie przedstawiciele syryjskich władz w Damaszku, ale państwowa telewizja, która poinformowała o nalocie, stwierdziła, że jest to akt agresji Amerykanów.
- Źródło wojskowe poinformowało, że jedna z naszych baz w regionie centralnym została o świcie ostrzelana przez Stany Zjednoczone, co doprowadziło do strat - mówił prezenter telewizji.
Syryjska armia w wydanym właśnie oświadczeniu poinformowała o sześciu ofiarach amerykańskiego nalotu, a Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka w Londynie mówi o czterech zabitych i wielu rannych. Gubernator prowincji Homs Talal Barazi mówił z kolei w jednej z telewizji, że nalot jest uderzeniem nie w syryjskie władze, ale w walkę z ekstremistami z tzw. Państwa Islamskiego. - Ten atak nie powstrzyma nas przed kontynuowaniem walki z terroryzmem - dodał.
Baza wojskowa Shayrat jest miejscem, z którego we wtorek rano syryjskie siły miały przeprowadzić nalot z użyciem gazu sarin na jedno z miast w prowincji Idlib. Paraliżujący gaz miał zabić co najmniej 86 osób. Amerykański ostrzał ma być odwetem za atak chemiczny.
Przedstawiciele umiarkowanej opozycji, Syryjskiej Rady Narodowej, pochwalili nocny atak. W wydanym oświadczeniu podkreślono, że amerykański nalot kończy erę bezkarności władz i powinien być początkiem kampanii przeciwko Baszarowi al-Asadowi. Inne grupy opozycyjne na razie nie zareagowały na wydarzenia w Homs.
- Źródło wojskowe poinformowało, że jedna z naszych baz w regionie centralnym została o świcie ostrzelana przez Stany Zjednoczone, co doprowadziło do strat - mówił prezenter telewizji.
Syryjska armia w wydanym właśnie oświadczeniu poinformowała o sześciu ofiarach amerykańskiego nalotu, a Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka w Londynie mówi o czterech zabitych i wielu rannych. Gubernator prowincji Homs Talal Barazi mówił z kolei w jednej z telewizji, że nalot jest uderzeniem nie w syryjskie władze, ale w walkę z ekstremistami z tzw. Państwa Islamskiego. - Ten atak nie powstrzyma nas przed kontynuowaniem walki z terroryzmem - dodał.
Baza wojskowa Shayrat jest miejscem, z którego we wtorek rano syryjskie siły miały przeprowadzić nalot z użyciem gazu sarin na jedno z miast w prowincji Idlib. Paraliżujący gaz miał zabić co najmniej 86 osób. Amerykański ostrzał ma być odwetem za atak chemiczny.
Przedstawiciele umiarkowanej opozycji, Syryjskiej Rady Narodowej, pochwalili nocny atak. W wydanym oświadczeniu podkreślono, że amerykański nalot kończy erę bezkarności władz i powinien być początkiem kampanii przeciwko Baszarowi al-Asadowi. Inne grupy opozycyjne na razie nie zareagowały na wydarzenia w Homs.