Około 700 osób z Syrii, Iraku, Afganistanu i Pakistanu czeka w jednym z ośrodków dla uchodźców w Berlinie na legalizację swojego pobytu. Hala sportowa Horst Korber kilka dni temu została specjalnie zaadaptowana na schronisko dla imigrantów.
Zapytaliśmy zarządcę Friedricha Kiesingera, jaka jest pewność, że nikt nie uciekł? - To nie jest więzienie. Gromadzimy tutaj imigrantów, żeby ich zarejestrować i policzyć. Spędzą tu kilka dni, później trafią do poszczególnych gmin w naszym kraju - odpowiedział.
Podstawowym problemem w ośrodku jest brak tłumaczy. Większość z imigrantów to mężczyźni, którzy nie znają ani angielskiego, ani niemieckiego. Na terenie ośrodka nie można z nimi rozmawiać i robić zdjęć.
Przed wejściem spotkaliśmy 19-letniego Abdela z Afganistanu. Zapytaliśmy się go, dlaczego tu przyjechał i jakie ma zamiary?
- Uciekłem bo mój ojciec zginął walcząc z Talibami. Podróżowałem przez 20 dni. Wydałem na to 1,5 tysiąca dolarów. Chciałbym mieszkać tylko w Niemczech, bo tutaj ludzie są szczęśliwi - odpowiedział.
Miesięczny koszt utrzymania obozu w hali sportowej to około 400 tysięcy euro.