Księża i katecheci z zachodniopomorskiego, którzy we wtorek wracają z Kenii do Szczecina, spotkali się w Meru z siostrą Albertą Piertoczuk ze zgromadzenia sióstr Orionistek. Siostra Alberta pochodzi ze Świnoujścia. Od ośmiu lat jest na misji w Kenii, w tym trzy lata w Meru. Opowiedziała nam o kościele w tym kraju i swoich doświadczeniach.
W Meru, mieście położonym w środkowej Kenii, gdzie pracuje na misji siostra Alberta, religijną większość stanowią Muzułmanie. Chrześcijan jest około 30 procent. Ale jak mówi siostra Alberta, Kościół w Meru jaki i całej Kenii jest bardzo żywiołowy.
- Msza święta i różne uroczystości są pełne życia i radości. Ale jednocześnie wiemy, że potrzeba by było jeszcze pracy katechizmowej i głównie formacji sumienia. To wydaje mi się takim największym wyzwaniem w tym momencie - mówi siostra Alberta.
Jak mówi siostra Alberta, w Meru ludzie pomagają sobie nawzajem i są życzliwi wobec białych. Ale mimo tego, że w Kenii istnieje prawo i wymiar sprawiedliwości, wciąż dochodzi do samosądów.
- Idąc główną ulicą Meru nagle pojawił się tłum ludzi, jakieś krzyki. Okazało się, że dokonują samosądu na człowieku, który zabił jakiegoś motocyklistę, moto taxi. Tamten go wziął jako pasażera i został przez niego zabity. Zapalono oponę na szyi i został spalony. I to jest normalne, że policja w takich momentach nie reaguje - opowiada siostra Alberta.
Za kradzież zdarza się obcinanie ręki pangą, czyli półmetrowej długości maczetą. Jakiś czas temu pod Meru doszło do zakopania żywcem sołtysa, który oszukiwał ludzi - pobierał od nich zawyżone podatki.
- Msza święta i różne uroczystości są pełne życia i radości. Ale jednocześnie wiemy, że potrzeba by było jeszcze pracy katechizmowej i głównie formacji sumienia. To wydaje mi się takim największym wyzwaniem w tym momencie - mówi siostra Alberta.
Jak mówi siostra Alberta, w Meru ludzie pomagają sobie nawzajem i są życzliwi wobec białych. Ale mimo tego, że w Kenii istnieje prawo i wymiar sprawiedliwości, wciąż dochodzi do samosądów.
- Idąc główną ulicą Meru nagle pojawił się tłum ludzi, jakieś krzyki. Okazało się, że dokonują samosądu na człowieku, który zabił jakiegoś motocyklistę, moto taxi. Tamten go wziął jako pasażera i został przez niego zabity. Zapalono oponę na szyi i został spalony. I to jest normalne, że policja w takich momentach nie reaguje - opowiada siostra Alberta.
Za kradzież zdarza się obcinanie ręki pangą, czyli półmetrowej długości maczetą. Jakiś czas temu pod Meru doszło do zakopania żywcem sołtysa, który oszukiwał ludzi - pobierał od nich zawyżone podatki.