Dostaliśmy całe kieszenie amunicji i długą broń - tak wspomina grudzień 70 roku Ireneusz Steć, wtedy żołnierz Wojskowej Służby Wewnętrznej.
- To na pewno są punkty, które na długo zostaną w mojej pamięci: odbieramy telefony i dowiadujemy się, że tu zabity, tam zabity... Widzimy - bo jesteśmy na przeciwko Szpitala Wojskowego - jak na teren szpitala przywożą czy to karetkami czy prywatnymi, nieoznaczonymi samochodami osobowymi przywożą zabitych czy rannych - relacjonował Ireneusz Steć.
Dodaje że przed jego jednostkę przy ulicy Piotra Skargi przyjechał czołg. Milicja przyprowadzała ludzi aresztowanych podczas manifestacji.
- Podjechała, jak to się wtedy mówiło: "suka", wysiedli ludzie, ustawiono ich, kazano im trzymać ręce na karku i pod bronią przyprowadzono ich do naszej jednostki. Oświadczono nam, że są to ludzie ze stoczni - dodał Steć.
Ireneusz Steć wierzy, że w mundury żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego byli przebrani milicjanci i to oni strzelali do protestujących robotników.
- To na pewno są punkty, które na długo zostaną w mojej pamięci: odbieramy telefony i dowiadujemy się, że tu zabity, tam zabity... Widzimy - bo jesteśmy na przeciwko Szpitala Wojskowego - jak na teren szpitala przywożą czy to karetkami czy prywatnymi, nieoznaczonymi samochodami osobowymi przywożą zabitych czy rannych - relacjonował Ireneusz Steć.