Wydostał dzieci, które zostały przygniecione pniem, ale nie uważa się za bohatera. Mówi, że każdy zachowałby się tak samo na jego miejscu. Mowa o Maksymie: Ukrainiec wyciągnął - wraz z innymi osobami - przedszkolne dzieci spod drzewa na terenie Nadleśnictwa Klęskowo.
- Byłem w odwiedzinach u kolegi i usłyszałem głośny płacz dzieci; podbiegłem zobaczyć co się stało - relacjonuje pan Maksym. - Zobaczyłem, że trójka dzieci jest przygnieciona przez ten konar. Poszedłem do kolegi na podwórko, do garażu, wziąłem spalinową piłę i zacząłem ciąć. Odciąłem kawałek, potem przyszedł sąsiad i zaczęliśmy kopać. Udało się dostać do pierwszego dziecka... i dalej chcieliśmy się dostać do kolejnych. Musieliśmy podkopać, bo to było duże drzewo... - opowiadał.
Czworo przedszkolaków z potłuczeniami ciała trafiło do szczecińskich szpitali. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Według ustaleń policji dzieci usiadły na pniu, który leżał się na wzniesieniu.
- Byłem w odwiedzinach u kolegi usłyszałem głośny płacz dzieci, podbiegłem zobaczyć co się stało - relacjonuje pan Maksym. - Zobaczyłem, że trójka dzieci jest przygnieciona przez ten konar. Poszedłem do kolegi na podwórko, do garażu, wziąłem spalinową piłę i zacząłem ciąć. Odciąłem kawałek, potem przyszedł sąsiad i zaczęliśmy kopać. Udało się dostać do pierwszego dziecka... i dalej chcieliśmy się dostać do kolejnych. Musieliśmy podkopać, bo to było duże drzewo... - opowiadał.