Nie ma porozumienia w kwestii podwyżek dla pracowników miejskich jednostek budżetowych w Szczecinie. Sprawa dotyczy 6,5 tysiąca osób. Związkowcy domagają się dla nich wzrostu wynagrodzeń o 700 zł.
Rozmowy trwały dwie godziny i toczyły się za zamkniętymi drzwiami. Stronę miasta reprezentowali m.in. zastępcy prezydenta: Krzysztof Soska i Marcin Pawlicki oraz skarbnik Stanisław Lipiński, a stronę pracowniczą - szef "Solidarności" na Pomorzu Zachodnim Mieczysław Jurek.
Jak mówi Jurek, podczas spotkania w ogóle nie była poruszana kwestia wysokości podwyżek, bo jak się okazało, wcześniej trzeba rozstrzygnąć kwestie formalne. - Uważamy, że jesteśmy w sporze zbiorowym, bo nie doszliśmy do porozumienia i nie sporządziliśmy protokołu rozbieżności. Natomiast miasto uważa, że nie ma sporu zbiorowego na tym tle, bo pan prezydent wprowadził jednostronnie podwyżki wynagrodzeń w wersji jaką uznał za stosowne i że jest to w porządku - komentował po spotkaniu.
W grudniu ubiegłego roku prezydent Szczecina Piotr Krzystek zaproponował podwyżkę dla pracowników miejskich jednostek budżetowych w wysokości 110 zł. Miasto argumentuje, że dołożenie 700 zł do pensji pracowników jest poza możliwościami budżetowymi Szczecina. Wprowadzenie takich podwyżek kosztowałoby budżet ponad 4,5 mln zł miesięcznie.
Kolejna tura rozmów w sprawie podwyżek ma się odbyć 2 marca.
Spór zbiorowy z miastem w sprawie wynagrodzeń prowadzą również pracownicy spółki Tramwaje Szczecińskie. Chcą 500 zł podwyżki. Większych pensji domagają się też pracownicy przedsiębiorstw autobusowych "Dąbie" i "Klonowica", którzy domagają się 1500 zł podwyżki w rozłożeniu na trzy lata.