Polska chce odwołać się do zasady jednomyślności przy wyborze przewodniczącego Rady Europejskiej. Decyzja o tym, kto przez kolejne 2,5 roku zostanie szefem Rady ma zapaść na unijnym szczycie w Brukseli, który w czwartek po południu rozpocznie się w Brukseli. O funkcję ubiegają się: obecny przewodniczący RE Donald Tusk oraz Jacek Saryusz-Wolski.
Tymczasem według informacji portalu wpolityce.pl, gdyby Donald Tusk został wybrany, polski rząd dopuszcza możliwość sprzeciwienia się konkluzjom ze szczytu, tak by nie dopuścić do jednomyślnego ich przyjęcia. Prawnicy w Brukseli przeanalizowali i taką możliwość.
Zgodnie z zapisami traktatowymi, do wyboru szefa Rady Europejskiej potrzebna jest większość kwalifikowana. Polska uważa jednak, że w tak ważnej sprawie konieczna jest jednomyślność. Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki powiedział Polskiemu Radiu, że tak też uznano, choć nigdzie tego nie zapisano, w 2014 roku, kiedy mimo sprzeciwu Węgier i Wielkiej Brytanii wybrany został szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker.
- Był taki gentlemen's agreement, że wszystkie decyzje personalne na unijnych szczytach będą - po kontrowersjach związanych z przepchnięciem kolanem szefa Komisji Europejskiej - przyjmowane na zasadzie kompromisu i zapewne będziemy się do tego odwoływać - powiedział wiceszef europarlamentu.
Prawnicy w Brukseli sprawdzali też inne możliwość skorzystania z zasady jednomyślności: czy możliwe jest np. zablokowanie wniosków ze szczytu, w których zapisany zostanie wybór szefa Rady. Uznali, że nie. Wykładnia jest taka, że wprawdzie wnioski zawsze przyjmowane są jednomyślnie i jakiś kraj może je zablokować, ale decyzja o wyborze szefa Rady Europejskiej jest autonomiczną decyzją przywódców, niezależną od konkluzji.
Zgodnie z zapisami traktatowymi, do wyboru szefa Rady Europejskiej potrzebna jest większość kwalifikowana. Polska uważa jednak, że w tak ważnej sprawie konieczna jest jednomyślność. Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki powiedział Polskiemu Radiu, że tak też uznano, choć nigdzie tego nie zapisano, w 2014 roku, kiedy mimo sprzeciwu Węgier i Wielkiej Brytanii wybrany został szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker.
- Był taki gentlemen's agreement, że wszystkie decyzje personalne na unijnych szczytach będą - po kontrowersjach związanych z przepchnięciem kolanem szefa Komisji Europejskiej - przyjmowane na zasadzie kompromisu i zapewne będziemy się do tego odwoływać - powiedział wiceszef europarlamentu.
Prawnicy w Brukseli sprawdzali też inne możliwość skorzystania z zasady jednomyślności: czy możliwe jest np. zablokowanie wniosków ze szczytu, w których zapisany zostanie wybór szefa Rady. Uznali, że nie. Wykładnia jest taka, że wprawdzie wnioski zawsze przyjmowane są jednomyślnie i jakiś kraj może je zablokować, ale decyzja o wyborze szefa Rady Europejskiej jest autonomiczną decyzją przywódców, niezależną od konkluzji.