Duże pieniądze i duże różnice zdań - europejscy przywódcy podejmą próbę porozumienia w sprawie unijnego budżetu na lata 2021-2027 oraz funduszu odbudowy po pandemii.
Jaka ma być wysokość wydatków w unijnym budżecie, jak duży powinien być fundusz odbudowy, czy pieniądze powinny być wypłacane głównie w formie grantów, czy pożyczek i co z powiązaniem funduszy z praworządnością - na te pytania będą musieli odpowiedzieć unijni przywódcy, by osiągnąć porozumienie.
- Naprawdę mam nadzieję, że jest szansa na znalezienie kompromisu - mówił premier Luksemburga, Xavier Bettel.
- Stanowiska wciąż są rozbieżne. Nie sposób przewidzieć, czy będzie porozumienie, ale na pewno byłoby one dobre dla Europy - komentowała kanclerz Niemiec, Angela Merkel.
Premier Mateusz napisał na Facebooku, że w interesie Europy jest przyjęcie takich rozwiązań, dzięki którym wsparcie odbudowy unijnych gospodarek będzie jak najszybsze, a jego skala będzie dostosowana do potrzeb państw członkowskich.
Jeśli chodzi o Polskę to przewidywana dla niej pula wynosi prawie 64 miliardy grantów i pożyczek. Daje jej to trzecie miejsce w Unii po Włoszech i Hiszpanii. Rzecznik rządu Piotr Müller powiedział, że co do zasady to dla Polski dobra propozycja.
- Jesteśmy na stanowisku, że te środki powinny być w tej chwili już dosyć jasno podzielone, tak aby nie modyfikować tych kryteriów w przyszłości, a uruchomione jeszcze najlepiej w tym roku. Europejska gospodarka nie może czekać na dodatkowy zastrzyk środków finansowych na kolejne lata, tylko potrzebne są one jeszcze w tym roku - zaznaczył Piotr Müller.
Polska podczas tych negocjacji zapowiada też obronę pieniędzy na politykę spójności i rolną przed zakusami krajów, które chcą ciąć wydatki. Ponadto, w skład puli przeznaczonej dla Polski 8 miliardów euro pochodzi z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.
Szef Rady Europejskiej zaproponował, by wypłata pieniędzy z funduszu przewidzianego na transformację energetyczną była uzależniona od zgody na neutralność klimatyczną Unii w 2050 roku. Polska jest jedynym krajem, który do tej pory nie zadeklarował realizacji tego celu.
W czasie negocjacji najbardziej problematyczną kwestią będzie wysokość funduszu odbudowy. Według propozycji szefa Rady Europejskiej, który podtrzymał projekt Komisji, ma on wynieść 750 miliardów euro. Przy czym te pieniądze Unia Europejska miałaby dopiero pożyczyć na rynkach finansowych i spłacić w ciągu kilkudziesięciu lat.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że część krajów, przede wszystkim tak zwana oszczędna czwórka, czyli Holandia, Austria, Dania, Szwecja do której dołączyła też Finlandia domaga się zmniejszenia funduszu o 100 miliardów euro. Sporna jest też kwestia podziału na granty i pożyczki. Obecna propozycja przewiduje, że pół biliona byłoby bezzwrotnych dotacji, a 250 miliardów euro niskooprocentowanych kredytów.
Kraje, które domagają się ograniczenia wydatków uważają, że więcej powinno być pożyczek. Kraje z południa Europy, które najbardziej ucierpiały w wyniku pandemii, chcą przede wszystkim grantów. Poza tym, jak mówią unijni dyplomaci, Holandia naciska, by plany reform, finansowane z funduszu odbudowy w poszczególnych krajach były jednomyślnie akceptowane przez 27-mkę. Dla południa Europy to nie do zaakceptowania.
Przypomina bowiem sytuację z czasów kryzysu finansowego sprzed niecałej dekady, kiedy tak zwana trójka dyktowała krajom pogrążonym w kryzysie drastyczne oszczędności.
Do ustalenia pozostaje też kwestia powiązania wypłat z unijnego budżetu z praworządnością. Przewodniczący Rady Europejskiej zaproponował nieco złagodzoną formę w porównaniu z projektem Komisji. Do decyzji o ewentualnych sankcjach potrzebna byłaby większość państw co oznacza, że ich wprowadzenie byłoby bardzo trudne.
Komisja chciała z kolei, by większość potrzebna była do odrzuceniu wniosku o wstrzymanie wypłaty co z kolei ułatwiałoby decyzje o ewentualnym wstrzymaniu pieniędzy ze wspólnej kasy. Na powiązanie unijnych funduszy z praworządnością naciskają przede wszystkim kraje szeroko rozumianej Północy Europy. Dyplomaci Szwecji, Finlandii, Danii, ale też Belgii, Austrii i Holandii mówią, że obecna propozycja powinna być jeszcze bardziej zaostrzona, a na pewno jest to minimum do kompromisu.
- Holendrzy wręcz mówią, że nie ruszą się ani o milimetr - powiedział na spotkaniu z brukselskimi korespondentami jeden z unijnych dyplomatów. Z kolei Węgry zagroziły wetem jeśli mechanizm powiązania funduszy z praworządnością nie zostanie wykreślony z porozumienia budżetowego. Polska w tej sprawie domaga się jasno określonych kryteriów.
- Nasz warunek jest taki: nie może się to łączyć z jakimikolwiek warunkami dotyczącymi praworządności. Nie dlatego, że uważamy, że praworządność jest nieważna, ale uważamy, że nie można tu stworzyć kryteriów obiektywnych i to może być instrument nacisku na państwa. My uważamy, że jesteśmy państwem praworządnym - mówił w wywiadzie dla Programu I Polskiego Radia minister spraw zagranicznych, Jacek Czaputowicz.