Niemieckie służby specjalne już w lutym ubiegłego roku wiedziały, że Anis Amri, sprawca zamachu w Berlinie, może być niebezpieczny. Nie podjęto jednak decyzji o zatrzymaniu mężczyzny. O sprawie donosi dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
Dziennikarze gazety dotarli do dokumentów, z których wynika, że niemieckie służby już 17 lutego zakwalifikowały Amriego jako stwarzającego zagrożenie.
Jak czytamy w dzienniku, wiedziano, że Tunezyjczyk kontaktuje się z przedstawicielami tak zwanego Państwa Islamskiego, że chce kupić broń do przeprowadzenia zamachu oraz szuka instrukcji budowy bomb. Mimo to nie uznano, że rzeczywiście może dokonać ataku.
"Sueddeutsche Zeitung" podaje, że ostrzeżenia przed Amrim pochodziły zarówno od informatora policji działającego w środowisku niemieckich islamistów, jak i ze strony marokańskiego wywiadu. Jak czytamy, trwa już polityczna dyskusja o tym, jakie konsekwencje należy wyciągnąć z błędów śledczych.
W zamachu, do którego doszło w Berlinie 19 grudnia, zginęło 12 osób, a blisko 50 zostało rannych. Wśród ofiar śmiertelnych jest polski kierowca ciężarówki, którą Tunezyjczyk wykorzystał w zamachu.
Jak czytamy w dzienniku, wiedziano, że Tunezyjczyk kontaktuje się z przedstawicielami tak zwanego Państwa Islamskiego, że chce kupić broń do przeprowadzenia zamachu oraz szuka instrukcji budowy bomb. Mimo to nie uznano, że rzeczywiście może dokonać ataku.
"Sueddeutsche Zeitung" podaje, że ostrzeżenia przed Amrim pochodziły zarówno od informatora policji działającego w środowisku niemieckich islamistów, jak i ze strony marokańskiego wywiadu. Jak czytamy, trwa już polityczna dyskusja o tym, jakie konsekwencje należy wyciągnąć z błędów śledczych.
W zamachu, do którego doszło w Berlinie 19 grudnia, zginęło 12 osób, a blisko 50 zostało rannych. Wśród ofiar śmiertelnych jest polski kierowca ciężarówki, którą Tunezyjczyk wykorzystał w zamachu.